kazachstan_ru.html




,,ŚLADAMI PAMIĘCI MOJEJ SIOSTRY BARBARY"


Relacja z podróży do Kazachstanu po 72 latach od chwili zesłania.


Serdeczne podziękowanie
dla Ambasady Republiki Kazachstanu
w Warszawie
za pomoc w organizacji tej podróży.

Wstęp


      Urodziłem się w marcu 1938 roku w Pińsku. W połowie kwietnia 1940 roku, wraz z Mamą i siostrą Barbarą, zostaję wywieziony na zesłanie do Kazachstanu. W Kazachstanie przebywamy w latach 1940 – 1944. W roku 1944, Polacy z naszego rejonu zostali deportowani na wyzwolone tereny Ukrainy do niewolniczej pracy w polu. Pola te często tu były zaminowane po przejściu huraganu wojennego. Do Polski wracamy w 1946 roku. W chwili wywiezienia mam zaledwie 2 lata, oczywistym jest, że praktycznie nic nie pamiętam z tych lat. Mama po niezwykle ciężkich przeżyciach na zesłaniu , bardzo niechętnie wracała do wspomnień z tamtych czasów. Mając świadomość, że pytania o tamten czas sprawia przykrość Mamie, unikaliśmy tych pytań.
      Czas upływał. Temat masowych zesłań, praktycznie stanowił tabu. Dopiero po roku 1989 zaczyna się o tym mówić oficjalnie. Pojawiają się licznie wspomnienia i opracowania naukowe. Nauka, praca studia i walka u utrzymanie rodziny nie sprzyjały drążeniu tematu. Od czasu pojawienia się opracowań w formie wydawnictw i w ostatnich latach w Internecie, czytałem wszystko co wpadło mi w ręce na temat Sybiraków. Czytałem i w wyobraźni tworzyłem obraz tamtych dni.
      W roku 2008, moja siostra Barbara Siedlecka pisze wspomnienia z tego czasu pod tytułem PAMIETAM. Jak już wspomniałem jest uczestniczką naszego zesłania, jest o 4 lata starsza i wiele pamięta. Opisuje ten okrutny czas widziany oczyma dziecka. To właśnie pod wpływem tej literatury ostatecznie ukształtował się mój obraz o warunkach naszego pobytu w Kazachstanie. (Wspomnienia Barbary Siedleckiej p.t. PAMIETAM są zamieszczone w Internecie na stronie www.sybiracy.pl ). Teraz staje się zrozumiały tytuł mojej relacji. Poruszam się,,śladami pamięci".
      Wiele razy czytam te wspomnienia. Praktycznie znam je na pamięć. W wielu miejscach są wzruszające ale w całości są przerażające. Trudno uwierzyć w to, że w takich strasznych warunkach można było przeżyć. A jednak tak. Dla wielu było to możliwe, dzięki ciągłej walce o życie i często dzięki pomocy miejscowej ludności. Skromna pomoc żywnościowa i wskazówki jak postępować w okrutnym klimacie często ratowała życie lub pomagała przetrwać. Nie oceniana okazywała się pomoc w chorobach, które leczono przez miejscowych znachorów stosujących medycynę ludową. Trzeba pamiętać, że w tym czasie na dalekich stepach Kazachstanu nie funkcjonowała żadna opieka medyczna. Nadto my zostaliśmy tam zesłani przez reżym Stalinowski na zagładę. Często funkcjonariusze NKWD powtarzali nam, że „mamy szybko zdychać i nie sprawiać żadnych problemów”. W różnych wspomnieniach Sybiraków spotykałem opisy przypadków pomocy miejscowej ludności w Kazachstanie. Czasem było to podkładanie na próg chleba, nocną porą. Trzeba pamiętać, że okazujący taką pomoc sami narażali się na represje.
      Nas spotkały takie gesty głębokiego człowieczeństwa ze strony rodziny IMAMBAJEW we wsi Donskoje, w pierwszych latach zesłania. Był to znaczący ród w tej miejscowości. Wspomagał nas żywnościowo. Najstarsza kobieta w tym rodzie, nazywana przez nas Babcią, leczyła nas w ciężkich chorobach. Bez jej pomocy ani ja , ani moja Siostra , prawdopodobnie nie mieli byśmy szansy na przeżycie. Nie będę opowiadał szczegółów tych zdarzeń , znajdują się one we wspomnieniach mojej Siostry.
      Pojawia się we mnie myśl i rośnie z roku na rok, by pojechać do Kazachstanu i postarać się zobaczyć miejsca naszego zesłania. Z każdym upływającym miesiącem, coraz silniej odczuwam potrzebę odnalezienia grobów rodziny Imambajew, skłonić głowę nad tymi grobami i choć w ten sposób podziękować za okazaną przed laty pomoc. Wiem, że musze oddać Im cześć w imieniu naszej rodziny.
      Rozpoczynam intensywne poszukiwanie map i innych opracowań wspomnieniowych i naukowych. Wielki wpływ na moją wyobraźnię i wiedzę wywiera książka Stanisława Ciesielskiego „Polacy w Kazachstanie w latach 1940 – 1946”, wydanej w 1996 r. Po przeczytaniu tej książki zrozumiałem dlaczego my znajdowaliśmy się w skrajnie trudnych warunkach. Autor w tym niewątpliwie naukowym opracowaniu, opracowanym na bardzo szerokich danych statystycznych, wykazuje niezbicie, że w Akmolińskiej obłasti było mało Polaków. U nas w trójkącie miejscowości Żaksy – Dzierżawińsk – Jesil, w „worku” obramowanym korytem rzeki Iszym , nie było ni Boga ni ludzi. Nikt na naszym terenie zesłania nie słyszał o polskich szkołach, o domach opieki, nie było tu też „ Mężów Zaufania”, nikt z organizacji polskich nie udzielał nam żadnej pomocy. Byliśmy sami.
      Wracam do rzeczy. W trakcie tych poszukiwań udaje się ustalić, że Imambajewowie mieli syna o imieniu KAMIET. Miał on, jako 16 letni chłopiec, często bywać u nas i uczył się, a następnie namiętnie grywał w karty z Mamą i Panią Julją Nastalską, przyjaciółką Mamy. Grywali w „tysiąca” i „durnia”. Dla Kamieta była to absolutna nowość. Piszę o tym , bo okaże się później, że jest to niezwykle istotny element identyfikacyjny.
      W styczniu podejmuję ostateczną decyzję.
      Jadę !!!
      Okazuje się, że od decyzji do realizacji – droga daleka. Pierwsza przeszkoda jaką spotykam, jest trudność w uzyskaniu wizy. Dowiaduję się ze stron internetowych, że podstawą jest posiadanie zaproszenia lub przedstawienie „poparcia wizowego”, a to ostatnie drogo kosztuje i nie zawsze bywa skuteczne. Piszę dwa listy do ośrodków polonijnych w Kazachstanie z prośbą o radę i pomoc. Podkreślam jednoznacznie, że wszelkie koszta związane z moją podróżą pokryje sam. Niestety, upływa dwa miesiące i z żalem muszę stwierdzić, że nie dostaję żadnej odpowiedzi.
      W tej sytuacji zwracam się pisemnie do Ambasady Republiki Kazachstanu w Warszawie. Piszę, że jestem byłym zesłańcem. Opisuję planowany cel mojej podróży, proszę o radę i o odpowiedź, czy nazwy interesujących mnie miejscowości zachowały się, czy zostały zmienione. Już po trzech dniach , Pani Marina Jumakanova – asystentka Ambasady Republiki Kazachstanu w Warszawie informuje mnie, że ja i siostra otrzymamy wizy bez zaproszenia. Jednocześnie polecono nam, by zrezygnować ze starań o „poparcie wizowe”. Przekazano mi też informację, że AKIM ( Starosta) ŻAKSY przekazał nieznaczne zmiany w nazwach miejscowości w których przebywaliśmy i że jedna z nich już nie istnieje. Okazana nam przychylność jest tak wielka, że zostajemy zwolnieni z obowiązku osobistego stawienia się w Ambasadzie , ze względu jak napisano na „podeszły wiek”. Okazane nam wyrazy serdeczności miło mnie zaskakują.
      Jak się później okaże był to dopiero początek zaangażowania Ambasady Republiki Kazachstanu w organizacji i realizacji mojej podróży. Od tej chwili wymiana poczty elektronicznej, pomiędzy mną i Ambasadą jest regularna , ja przekazuję informacje mogące być pomocne w poszukiwaniu rodziny Imambajew , z Ambasady otrzymuje kolejne informacje o rezultatach poszukiwań. Pani Marina Jumakanova informuje mnie, że moją sprawą osobiście kieruje Pan ASKAR ABDRACHMANOW – Sekretarz Ambasady Republiki Kazachstanu w Warszawie. Pan Askar Abdrachmanow – jak się okaże później – wykonał ogromna pracę. Przekopano archiwa obłaści ( województwa ) Akmolińskiej i rejonu ( powiatu) Żaksy. Zaangażowani zostali do koordynacji tych poszukiwań Kierownicy (AKIMOWIE) tych jednostek administracyjnych. Pan Askar Abdrachmanow zamieszcza artykuł o moich poszukiwaniach w ogólnokrajowej gazecie „AJKYN” w dniu 28.04.2012 r. Artykuł ten zostaje przedrukowany w prasie lokalnej. Publikuje go „Żaksynskij Wiestnik” w dniu 11.maja 2012 r. Oba wydawnictwa posiadam w prywatnym archiwum i otrzymałem je z Ambasady Republiki Kazachstanu w Warszawie. Już w marcu, po otrzymaniu wiadomości o promesie wizy do Kazachstanu, rezerwuję bilet lotniczy do ASTANY na dzień 02.06.2012r. Niestety, lecę sam. Siostra Barbara nie może brać udziału w tej wyprawie z uwagi na stan zdrowia. To istotny cios w realizację moich planów. Bardzo liczyłem na Jej pamięć. Pamiętam jak kilka lat temu pojechaliśmy do Pińska, miasta naszych urodzin, obecnie leżącego na terytorium Białorusi. Trzy dni szukaliśmy domu w którym przyszliśmy na świat i z którego nas wywieźli. Gdy wreszcie odnaleźliśmy nasz dom ,siostra pamiętała zaskakująco drobne szczegóły pomieszczeń domu, które pomimo zmian potwierdzali obecni mieszkańcy. Pamiętam jak głaskała jedyną ocalałą ścianę pieca kaflowego stojącego niegdyś między pokojami. Pamiętam jak tuliła się do starej, steranej czasem gruszy stojącej w ogrodzie. To były bardzo wzruszające obrazy. Trudno, tym razem Siostra pojechać nie może. Szkoda, będę musiał radzić sobie sam. Myślę, że poradzę sobie. Wydaje mi się, że mam, w dostatecznej ilości, zgromadzoną wiedzę. Znam dobrze język rosyjski l jak dotąd, nieocenione wsparcie Ambasady Republiki Kazachstanu w Warszawie. Kilka dni przed wylotem do Astany, Pan Askar Abdrachmanow informuje mnie telefonicznie, że jednoznacznie została odnaleziona wnuczka Imambajewych, córka ich syna , wspominanego już tu Kamieta, Pani GALINA KAMIETOWNA. W rozmowie tej otrzymuję kontaktowe numery telefoniczne do Pani Galiny i informację, że będzie na mnie oczekiwała na lotnisku w Astanie. Dopiero teraz dociera do mnie, że spełnia się moje wieloletnie marzenie, że oto mogę pojechać. Stanąć na skrawkach tej ziemi po których stąpała nasza Mama walcząc każdy dzień o nasze przetrwanie. Pokłonić się grobom tych, którzy czasami jej pomagali.
      Rezerwuję sobie hotel w Astanie i ruszam w nieznane pełen obaw i nadziei.


POWRÓT
Pokoje | Dojazd |  Porady  | 
Okolica | Historia |  Galeria


projekt/wykonanie Jacek Rożnowski